Wywiady prasowe

* Warszawiacy, o których się mówi – Lucjan Wolanowski (1959)
… Nie piję, nie palę, nie gram w karty. Lubię tzw. płeć (ale o tym niech pani nie pisze), a ponadto życie we wszystkich jego objawach. Pasjonuję się szczególnie historią i wszystkie wolne chwile spędzam na lekturze z tej oględziny. Historia to nie tylko to, co przeżywamy wszyscy, ale i to, co każdy z nas przeżywa pojedynczo …

* Mówi Lucjan Wolanowski… (1967)
… Dotarłem do osad ludożerców na Nowej Gwinei. Nie było tam akurat akcji „Lucjanie, do rondla!” – obawiam się, że wtedy już byśmy nie rozmawiali ze sobą w Warszawie. Najwyżej napisałby Pan, że Wolanowski przypadł do gustu Papuasom też, nie tylko Czytelnikom „Kuriera” …

* Lekarz mimo woli, czyli… (1968)
… W ubiegłym roku zostałem zaangażowany przez Światową Organizację Zdrowia w Genewie do napisania książki o walce z tropikalnymi chorobami w południowo-wschodniej Azji. W tym celu pojechałem do Indii i Syjamu, byłem w Hong-Kongu, Sarawaku, Brunei i Sabah. Była to wędrówka śladami nieszczęścia. Przebywałem między trędowatymi, byłem na terenach, gdzie „śmierć pełza na ślimaku” (tzw. gorączka ślimacza, bardzo niebezpieczna choroba), przelatywałem helikopterem nad dżunglą w Borneo, odwiedziłem plemię Murut, „skazane plemię” – przeżarte przez malarię, pozbawione zdolności rozmnażania się …

* W sobotę w „Nike” Lucjan Wolanowski i jego książki (1974)
… Należę do szczęśliwców, którym spełniają się marzenia dzieciństwa. Chciałbym swoimi reportażami wypełnić lukę, jaką wynosimy ze szkoły w znajomości geografii i kultury innych ludów. Australia i Daleki Wschód to świat mało nam znany, o którym nic nie wiemy. Nie znamy tamtej bogatej kultury, obyczajów, zwyczajów …

* Właśnie tak było! (1974)
… Jeśli pies pogryzie człowieka – to nie jest wiadomość, natomiast, kiedy człowiek pogryzie psa – to już jest wiadomość. Egzotyka kraju, o którym mówi reporter, znaczy niewiele. Wydarzenia w dalekich krajach wcale nie są sensacją dla Czytelnika. Przeciwnie, dla ogółu czytelników większą sensacją jest nowina, że dozorczyni z naszej kamienicy zwichnęła nogę, niż to, że pod Hongkongiem wywrócił się prom i zatonęło sto osób …

* Europejczyku – pan nie jest już najważniejszy! (1982)
… Podróżując po świecie zawsze starałem się zrozumieć obyczajowość innych ludów. Mój świetny kolega, Kazimierz Dziewanowski, napisał kiedyś wspaniałe zdanie pod adresem Europejczyków: „proszę pana, pan nie jest już najważniejszy…” Czasy kiedy o losach świata decydowano tylko w Londynie, Paryżu, Hadze, czy Berlinie minęły bezpowrotnie, czy nam się to podoba czy nie …

Nie mam klucza do prawd ostatecznych (1987)
… Widziałem na własne oczy rozpad wielkich imperiów kolonialnych. W Singapurze byłem, kiedy był jeszcze kolonią brytyjską, wtedy, gdy został częścią Malezji i później, gdy stawał się niezależnym państwem. Oglądałem wojska Narodów Zjednoczonych na Zachodniej Nowej Gwinei, z której wycofywali się Holendrzy. Przyleciałem z australijskiej części wyspy pustym niemal samolotem i lądując na ziemi niczyjej z fotografem Anglikiem utworzyliśmy spółkę z nieograniczoną bezczelnością. Co rano wybierając pośród porzuconych samochodów te, w których była benzyna, wyjeżdżaliśmy i braliśmy się do roboty …

* Święty Mikołaj na plaży (1988)
… Wspominam Święta, które spędziłem w Brunei. Brunei to jest sułtanat na wielkiej wyspie Borneo, tam gdzie islam przestrzegany jest bardzo skrupulatnie i wszystkie dekrety rządowe muszą być uzgodnione z Ministerstwem Wyznań Religijnych. Ono sprawdza, czy dekret pokrywa się z zasadami islamu. Pracowałem tam wtedy dla pewnej organizacji międzynarodowej i każdego dnia urzędowanie zaczynaliśmy od wizyty w meczecie. Nie było więc ani choinki, ani płatków śniegu prawdziwych lub sztucznych. Była natomiast wilgoć i spiekota tropików oraz autentycznie złoty dach wielkiego meczetu, lśniący w słońcu tropikalnego poranka …

* Nawiedzony Australią (1989)
… Pokazuję mym Czytelnikom Australię, której przeciętny Australijczyk sam nigdy w życiu nie ogląda. I może nie będzie oglądał nigdy, jako że ja pływałem z australijską flotą wielorybniczą a wielorybnictwo jest teraz w Australii zakazane. Przeciętny Australijczyk nie popłynie na statku obsługującym latarnie morskie na wysepkach Morza Koralowego, jako że nie zabiera on pasażerów. A to jeden z „moich” tematów. Latałem z Królewską Służbą Latającego Doktora, rozwoziłem pocztę w Krainie Nigdy-Nigdy, byłem w kopalni złota i w wielkich kopalniach rudy żelaznej. Przeciętny Australijczyk nie pojedzie na Wyspę Czwartek ani na wyspę Norfolk, bo to jest bardzo daleko od miast na południu Australii a poza tym – trzeba pamiętać o „tyranii odległości” …

Powrót do strony głównej